Dodane przez Administracja dnia 27/10/2010 20:51
#11
Hej!
Gratuluję wszystkim którzy dołączyli już do grona szczęśliwych rodziców... zdaje się że już wszyscy z naszej grupy.
Co do Polnej, to mam bardzo wiele zarzutów odnośnie uprzejmości obsługi i panujących tam zasad (mimo że przed porodem z uporem puszczałam wszystkie negatywne opinie mimo uszu i starałam się nastawiać pozytywnie), ale na pewno opieka nad Celinką, może dlatego że wyciągnęli ją ze mnie bo było zagrożone jej życie, była od samego początku bardzo dobra (to znaczy tak myślę, bo pierwsze 8 godzin spędziła na obserwacji).
Ogólnie bardzo traumatycznie przeżyłam pobyt w szpitalu i myślę że nie można tego usprawiedliwić spadkiem hormonów albo moimi wygórowanymi oczekiwaniami, natomiast pediatra, czy neonatolog na pewno był w tłumie ludzi którzy byli na sali operacyjnej.
Najgorzej wspominam pierwsze dni (spędziłam w szpitalu tydzień) i komentarze położnych w stylu "nie może pani leżeć jak kłoda" albo "a regulamin pani czytała?" albo "od wejścia czuję że któreś dziecko ma kupę, proszę przewinąć!"albo pani salowej, która prowadziła śledztwo komu pomylił się kosz od kaftaników z koszem od pieluszek, albo kto śmiał wrzucić serwetkę do miseczki po zupie. Dość długo nie mogłam też dojść do siebie psychicznie po cięciu cesarskim. Wykonano je ponieważ Celince spadało tętno, tylko że zapis KTG był nieprawidłowy od początku, a ja usłyszałam o tym że coś jest nie tak po czterech godzinach wiszenia na kablach i walki z bólami (no i oczywiście pełna nadziei że urodzę siłami natury). Nikt nie raczył mnie informować w jakim celu co chcą zrobić (np. dlaczego konieczne jest przebicie błon płodowych, tylko ktoś otworzył drzwi i mówi: przebijamy). Także bez pytania podano mi środki znieczulające i to zanim Bartek przyjechał do mnie (poród zaczął się w nocy, a ja byłam od rana zatrzymana na obserwacji). Oprócz tych drobnych szczegółów, że byłam traktowana jak element dekoracji sali, który ma do spełnienia swoją funkcję, to obsługa, zwłaszcza stdentki położnictwa były bardzo miłe.
A najmilej ze wszystkiego wspomniam moment odwiedzin cioci Jagody - zgadnijcie jak to sobie załatwiłam! Otóż gdy kolejny raz przy obchodzie usłyszałam że zostaję, bo moja rana źle wygląda uderzyłam w płacz i wtedy zaproponowano mi rozmowę z psychologiem. Już chciałam ich wyśmiać, kiedy zaświtało mi że to przecież może jakimś cudem być Jagoda. Na początku przyszedł miły pan psycholog, który chyba był troszeczkę onieśmielony, ale wygadałam mu się a potem wypytałam o Jagodę i następnego dnia przyszła mnie odwiedzić .
Pozdrawiam wszystkich
Szczęśliwa mama trzy i pół-miesięcznej Głodzilli